Ulubione kosmetyki do makijażu / Wyzwanie Trusted Cosmetics

Kolejny tydzień akcji poświęcony został makijażowi. Z moich obserwacji wynika, że posty poświęcone tej tematyce są często odwiedzane, a to świadczy o tym, że są one dla nas, kobiet, interesujące. Stwierdziłam jednak, że nie pokażę Wam wszystkich moich zapasów, a uraczę jedynie ulubionymi wybrańcami. Są to kosmetyki dla mnie wyjątkowe - aktualnie używam ich bowiem stale, codziennie, najczęściej, a to już o czymś świadczy jak mniemam :) Zapraszam.


Lirene, Podkład No Mask: nie byłam go szczególnie ciekawa, nawet Ania Orłowska, która prezentowała go na Meet Beauty Conference niespecjalnie mnie do tego przekonała. Przez to przeleżał ok. dwa miesiące po konferencji zanim go otworzyłam i z jednej strony żałuję, że tak późno, ale z drugiej się cieszę, bowiem początek lata to idealny okres dla tego podkładu. Przede wszystkim daje on niesamowity efekt: matuje i nawilża jednocześnie, dotąd nie spotkałam się z takim działaniem w kolorówce! Skóra przez o wiele dłuższy czas pozostaje matowa, a błyszczenie ujarzmione. Nie jest to co prawda cały dzień, nawet po przypudrowaniu, ale jako posiadaczka tłustej cery wcale tego nie oczekuję, wiem, że to mało prawdopodobne. Drugim powodem, z którego się cieszę, że otworzyłam go później jest odcień - nie nadaje się dla bladolicych, więc dopiero kiedy lekko się opaliłam ładnie stapiał się z moją cerą. Nie jest to podkład mocno kryjący, raczej przypomina kremy BB, ale efekt można stopniować. Na skórze wygląda bardzo naturalnie, więc z przyjemnością używam go na co dzień - szybko się nakłada, nie tworzy smug, współpracuje z każdym pudrem i kremem na dzień. Jedyne co mnie denerwuje to brak pompki, bo konsystencja jest mocno płynna i wylewanie go na rękę jest niehigieniczne i powoduje szybsze zużycie.

Deni carte, Puder ryżowy: kolejny mój hit! Pisałam o nim TUTAJ. Bardzo fajnie matuje i jest całkowicie transparentny. Łatwo stapia się z cerą, nie waży podkładu, współpracuje z każdym pędzlem. Ma króciutki skład i fajne opakowanie, choć bardzo brakuje mi w nim stopera, dzięki któremu nie rozsypywałby się w środku.

Bell, Korektor Multi Mineral: używam go od dawna, posiadam oba odcienie. Ładnie ukrywa cienie pod oczami, choć nie jest mocno kryjący, raczej jakby odbijający światło, nie wchodzi w zmarszczki i jest niesamowicie wręcz wydajny. Wygodny aplikator nabiera idealną ilość produktu, a sam korektor dobrze się łączy z wszelkimi podkładami czy kremami.

Wibo, Róż Blush Creme: odkryłam go dzięki Mazgoo i natychmiast kupiłam. Nie da się zrobić nim sobie krzywdy, co jest idealnym rozwiązaniem dla mnie, gdy próbuję stworzyć sensowny makijaż o 7:00 rano, mając na niego góra 7 minut :) Ładnie się stapia z podkładem i dodając kolejne warstwy mogę podkreślić na szybko policzki lub tylko musnąć je kolorem. Nie daje mocnego efektu, nie jest przesadnie napigmentowany, więc posiadaczki ciemniejszej cery mogą go zwyczajnie nie widzieć na skórze, ale bladym polecam. Jedyne co mnie martwi i irytuje to brak składu. Lubię wiedzieć co nakładam na skórę i koniec. 

Earthnicity Minerals, Puder rozświetlający: przepiękny rozświetlacz, subtelny, ale widoczny na twarzy. Gdy się spieszę i chcę podkreślić na szybko grzbiet nosa czy kości policzkowe jest niezastąpiony! Wydajność miniatury jest niesamowita, nie wiem kiedy go zużyję, oby nigdy :)


Wibo, Baza pod cienie: niezastąpiona, wydajna, tania i skuteczna. Przedłuża trwałość cieni od rana do wieczora, sprawia, że nic się nie roluje i nie ściera. Jedyne o czym należy pamiętać to rozprowadzenie jej naprawdę cieniuteńką warstwą. Słoiczek jest średnio wygodny, ale obecnie zużywam drugi, więc widocznie się przyzwyczaiłam. Obecnie rzadko z niej rezygnuję, gdy nakładam cienie.

Annabelle Minerals, Cienie do powiek Vanilla oraz Candy: moje kolejne hiciory! Uwielbiam je do tego stopnia, że używam obecnie prawie codziennie. Świetnie się blendują z każdym możliwym innym cieniem, wygodnie się rozprowadzają i są bardzo trwałe. U mnie bez bazy rolują się dopiero popołudniu czyli o wiele później niż większość konkurencji. Vanilla to przepiękny rozświetlający, satynowy odcień, którego lubię także używać jako rozświetlacza, natomiast Candy to subtelny, zgaszony róż z odrobiną pomarańczu, coś niesamowitego. W planach mam kolejne odcienie.

Makeup Revolution, Paleta What You Waiting For?: cudne odcienie na co dzień. Znajdziemy tu zarówno maty jak i perłowe odcienie, dzięki czemu z łatwością można przy jej pomocy stworzyć różnorakie makijaże oka. Wszystkie świetnie się ze sobą łączą, są bardzo kremowe w konsystencji i dość trwałe. To taka paleta, którą warto po prostu mieć.


Automatyczne, miękkie kredki do oczu: lubię je, jak widać. Co ciekawe nie mam obecnie czarnej i wcale mi jej nie brakuje. Równie dobrze wygląda na moim oku ciemny granat lub szary, a jeśli mam ochotę na czerń używam eyelinera. Na co dzień jednak miękka, lekko roztarta kredka jest dla mnie wybawieniem, bowiem szybko i na długo podkreśla kontur oka. Nie trzeba jej temperować, nie drapie, gładko sunie po powiece. Moje ulubione kredki to te marki Avon, natomiast Kobo i Bell są twardsze niż bym oczekiwała i przez to potrafią się łamać. Golden Rose mam tylko jedną, ale na pewno nabędę kolejne. Moim ostatnim odkryciem jest szary odcień od Wibo - tani, a dobry!


Tusze Eveline i Kobo: moi ostatni ulubieńcy, niestety oba już praktycznie wykończyłam. Kobo to limitka, a szkoda, bo dzięki niemu polubiłam silikonowe szczoteczki! Oba pięknie rozdzielają rzęsy, nie tworzą grudek, lekko podkręcają i pogrubiają rzęsy. Jedna warstwa jest idealna na co dzień. Nie rozmazują się, nie kruszą, nie wycierają w ciągu dnia. 

Wibo i Revitalash, Produkty do brwi: o Revitalash już pisałam TUTAJ, zostawiłam sobie opakowanie ze względu na idealny grzebyczek, który fajnie rozczesuje brwi. Jest to produkt bardzo wydajny i utrzymujący brwi w stanie idealnym od rana do wieczora! Odcień to zgaszony, półprzezroczysty brąz, podejrzewam, że dla większości Polek idealny. Wibo ma średnią szczoteczkę, nabiera się na nią o wiele za dużo produktu. Posiada cieplejszy odcień niż poprzednik, mimo to lubię go, bo jest tani i całkiem nieźle radzi sobie z moimi brwiami. Oba dają dość naturalny efekt, co dla mnie jest plusem, ponieważ osobiście nie lubię u siebie "wyrysowanych" brwi.


Missha, Błyszczyk Glam Art Gloss, SCR07: przepiękny pomarańczowy odcień świetnie wygląda na ustach, choć początkowo nie zapowiadało się na miłość. Błyszczyk przede wszystkim jest dość trwały jak na tego typu produkt. Nie wysusza i nie klei się do włosów. Uwielbiam na co dzień.

Golden Rose, Pomadka Velvet Matte, 07: klasyczny różany odcień z matowym wykończeniem. Wygrałam ją w rozdaniu u Mejd in Poland. Ładnie kryje wargi i jest bardzo trwała, ale nałożona na zaniedbane usta podkreśla skórki i wysusza. Idealnie sprawuje się w duecie z peelingiem Sylveco nakładanym na noc, który wygładza i długotrwale nawilża, więc niweluje negatywne działanie pomadki. Fajnie, słodko pachnie.

Eveline, Pomadka Color Edition, 705: niebanalny róż z lekkim pomarańczowym blaskiem. Lekko błyszcząca, ale bez przesady. Trzyma się trochę dłużej niż standardowo, ale ja należę do osób, które szybko "zjadają" szminki. Pachnie ogórkiem.


Uff, dotarliśmy wspólnie do końca. Oczywiście mam milion innych kosmetyków kolorowych, w tym również mineralnych, ale napiszę o nich innym razem. Na co dzień stawiam raczej na produkty, którymi pomaluję się szybko i sensownie, a w ciągu dnia nie będą wymagały stu poprawek. Przedstawione produkty świetnie spisują się na mojej dość wymagającej, tłustej cerze i zapewniają mi make up w siedem minut. 

Znacie coś z moich obecnych ulubieńców? Ciekawa jestem czy też je lubicie?

Revitalash, Hi-Def Tinted Brow Gel, Żel do brwi

Czy jest ktoś, ktokolwiek - kto nie słyszał o Revitalash? Chyba nie. Ja na pewno słyszałam duuużo wcześniej zanim zapoznałam się z tym produktem, nawiasem mówiąc, moim pierwszym. Niczego szczególnie się nie spodziewałam, bo ile dziewczyn tyle opinii, wiadomo. Nie chciałam nastawiać się na "tak" albo na "nie", dopóki nie wypróbuję i nie sprawdzę na sobie. Jeśli jesteście ciekawe zapraszam.

Revitalash
Hi-Def Tinted Brow Gel
Żel do brwi


Żel kupujemy w bardzo ładnym, zgrabnym granatowym kartoniku. Wygląda to estetycznie i elegancko, do mnie przemawia! Kartonik jest zaklejony naklejką z hologramem, która ma gwarantować oryginalność produktu. Wewnątrz znajdziemy nasz produkt i ulotkę.


Ulotka wszystko ładnie tłumaczy na wypadek gdyby ktoś nie wiedział co do czego ;) Można sobie także postudiować (chyba) chińskie znaczki-pełzaczki i arabskie litery. Mnie osobiście ta ulotka rozbroiła, ale rozumiem, że takie są wymogi. Instrukcja obsługi jest... same zobaczcie :)


W kartoniku znajduje się opakowanie z produktem, równie ładne i utrzymane z srebrno-granatowej kolorystyce.  Mnie się szalenie podoba!


Najważniejsze jest jednak wnętrze ;)

Do dyspozycji mamy dwie końcówki. Pierwsza to zwykła szczoteczka zanurzona w żelu.
Sam żel jest półprzezroczysty i ma lekko brązowy odcień, w związku z czym przy moim typie urody spokojnie wystarcza i mogę już zrezygnować z pudrów i kredek do brwi. 
Łatwo można dozować przyciemnienie włosków nakładając jedną bądź więcej warstw.
 Doskonale wypełnia ewentualne ubytki we włoskach i robi to subtelnie.

  
Druga końcówka to dwa rodzaje grzebyczków. Bardzo przydatne. Ładnie rozczesują włoski i pomagają ułożyć je tak jak chcemy. Skrywają się pod przezroczystą skuwką.


 Skład: Dokładny na zdjęciu. Producent chwali się zawartością:
peptydy i  betaglukan z owsa - pomagają wzmocnić i odżywić włoski, aby  uwydatnić ich naturalne piękno;
mineralny żel barwiący -  odporna na rozmazanie, naturalna, mineralna formuła barwiąca, wypełnia cienkie, rzadkie brwi, zapewniając precyzyjne i trwałe modelowanie;
Soft-Flex Polymers - technologia elastycznych i miękkich polimerów, kontroluje niesforne brwi i pomaga utrzymać je na miejscu;
olejek rycynowy - odżywia i przyciemnia brwi.


 Najważniejsze, że żel ładnie i naturalnie poskramia niesforne włoski i gwarantuje nam, że przez cały dzień będą w idealnym porządku. Sprawdziłam. Wszystko się zgadza! Ani jeden włosek nie śmie nawet drgnąć od rana do wieczora! Dzięki aplikatorowi łatwo mogę nadać kształt moim brwiom i po prostu, zwyczajnie je mieć! Moje własne są dość jasne, zresztą zobaczcie same:


Drugie zdjęcie zostało zrobione przy sztucznym świetle pod koniec dnia. Brwi wyglądają tak, jakbym dopiero co je pomalowała. Takiego efektu nie uzyskiwałam przy użyciu kredki.
Mam nadzieję, że widać różnicę?

Poniżej: cyknięte gdzieś w ciągu następnego dnia



Żel nie podrażnia i nie uczula, przynajmniej mnie.
Nie rozmazuje się, czego trochę się bałam, szybko zastyga i trzyma w ryzach każdy jeden włosek. Przy tym łatwo się zmywa nawet płynem micelarnym.

Podobno odżywia i chroni przed łamliwością. Tego nie wiem.

Zachwyt nad zachwytami i... wciąż zachwyt!
 Wierzcie mi, nie ruszam się już bez niego z domu!

Cena 80zł/7,4 ml.

Znacie?
Czaję się jeszcze na odżywkę do rzęs, ale też ma bardzo skrajne opinie, na niektóre rzęsy w ogóle nie działa. Znając moje szczęście należę do tej grupy. Ale kto wie? Może kiedyś...
Moje zdjęcie
CosmetiCosmos
Witaj na CosmetiCosmos.pl! Mam na imię Aneta i od kilku lat interesuję się kosmetykami i ich składami, szczególnie naturalnymi. Szukam prawdziwych perełek, lubię polskie manufaktury, kręcę też własne kremy. Interesują mnie także eko środki czystości. Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś ciekawego dla siebie (polecam wyszukiwarkę). Kontakt ze mną: cosmeticosmos@gmail.com

Jestem tutaj