Ekocuda Targi Kosmetyków Naturalnych - co kupić, które firmy są warte uwagi?

Co warto kupić na Ekocudach?


Od pierwszej edycji jestem praktycznie na każdych kolejnych Targach Kosmetyków Naturalnych pod nazwą Ekocuda. Obserwuję jak z roku na rok jest coraz większe zainteresowanie wydarzeniem, co niesie ze sobą pewne niedogodności jak tłum ludzi, braki w asortymencie, gorąco, przy niektórych stoiskach brak możliwości spokojnego porozmawiania z dostawcami. Dla niektórych osób wadą jest także brak promocji na produkty przy niektórych stoiskach, ale wiecie co? Niewielkie manufaktury wcale nie muszą stosować zniżek i promocji, aby sprzedać swoje wyroby, wystarczy ich dobra jakość oraz związana z nią renoma wyrobów. W dzisiejszym poście chciałabym Wam pokazać kosmetyki, które znam i polecam oraz marki, którym ufam i których kosmetyki planuję kupić podczas najbliższych targów.


Zapraszam Was także na moją relację z pierwszej edycji Targów Ekocuda z listopada 2016 r. :)

targi-kosmetyków-naturalnych

EKOCUDA Naturalna pielęgnacja

Mydlarnia Cztery Szpaki to niewielka polska, rodzinna manufaktura. Do produkcji używane są własnoręcznie tłoczone oleje. W ofercie hydrolaty, musy do ciała, masła, peelingi (mam lawendowy, który dzięki glince jest niebieski!), kule kąpielowe i mydełka (mam jedno). Mam ochotę na hydrolat makowy i dezodorant w kremie.


Orientana - polska marka, która czerpie receptury z Azji, stamtąd pochodzą też składniki aktywne oraz orientalne zapachy kosmetyków. Zwykle podczas targów są różne promocje, można poprosić panie o próbki. Miałam sporo olejków tej marki, które są dość tłuste, mocno emolientowe. Krem z kurkumą jest świetny dla tłustej cery. Mam ochotę na ich żelowe maski-esencje oraz mój ulubiony peeling mechaniczny do twarzy Papaja. Dla lubiących nietypowe kosmetyki polecam balsam w kostce :)

Babo to ciekawa polska marka, która stawia na nawilżenie skóry i ochronę przeciwstarzeniową oraz maksymalne unikanie alergenów zamiast skupiania się na typie skóry czy wieku. Miałam okazję rozmawiać z właścicielką, która stworzyła kosmetyki dla siebie - bez zbędnych dodatków typu kompozycja zapachowa, za to wypakowane składnikami aktywnymi. Póki co w ofercie jest tonik (miałam miniaturkę - łagodzący, mocno nawilżający, koi wszelkie podrażnienia), krem (miniaturka fajnie nawilżała, nie "zapychała"), serum oraz maska-peeling.


Moja Farma Urody kolejna polska marka, którą od bardzo dawna obserwuję na Facebooku. Ostatnio miałam okazję poznać właścicielki i wiem, że na Ekocudach też planują się pojawić. Hitem tej marki są... jadalne kosmetyki. Fajne, naturalne składy, przede wszystkim proste i przemyślane, ciekawe maceraty ziołowe, własna olejarnia, miód - po prostu bajka! Do tego dodajmy oleje, zioła do picia oraz octy smakowe (osobiście zakochana jestem w buraczanym!).


D'Alchemy polska marka kosmetyków przeciwstarzeniowych, napakowanych składnikami aktywnymi i antyoksydantami. Kosmetyki nie są tanie, osobiście przekonałam się, że warto wypróbować po otrzymaniu próbek. Zakochałam się w niby treściwych konsystencjach, jednak bez tłustej warstwy, dobrym nawilżeniu i cudownych zapachach. Kosmetyki produkowane zgodnie ze standardami Ecocert, całkowicie wegańskie. Marka mnie urzekła zastąpieniem zwykłej wody hydrolatami, zawartością olei extra-virgin oraz olejków eterycznych i ekstraktów roślinnych kryjących się w ciemnym szkle.



Naturalna Bogini to portal i sklep, który kojarzy mi się przede wszystkim z kamiennymi masażerami (rollerami). Myślę, że to piękny prezent dla maniaczki naturalnego piękna. Kamienny masażer (mój jest jadeitowy) ma za zadanie pobudzić krążenie krwi i limfy pod skórą, przymknąć pory, a ponadto pomóc rozluźnić mięśnie, poprawić elastyczność skóry. Kamień jest zawsze chłodny, metalowe części nie zacinają się i nie skrzypią. Taki masaż jest bardzo odprężający, pomaga też lepiej wchłonąć się substancjom aktywnym z kosmetyków.


Rapan Beauty - czy muszę przedstawiać Wam tą markę? Najlepsze, aktywne maseczki glinkowe na rynku. Gotowe, nic nie trzeba mieszać. Niezawodne! Gdy moja cera potrzebuje oczyszczenia, dotlenienia i peelingu nie waham się ich użyć. Wiem, że niektórzy czują dość mocne mrowienie, zwłaszcza w przypadku wersji żółtej, jednak u mnie efekt ten ustąpił już przy drugiej aplikacji. Zużyłam wiele opakowań, a to naprawdę dużo znaczy dla osoby, która lubi testować nowości :) Ostatnio marka wprowadziła także inne produkty, m.in. tonik, sól do kąpieli, peeling, mydełka. Zwykle na targach są dobre promocje, więc spróbujcie sami.



Brooklyn Groove dla mnie nowość, poznana dzięki Paulinie z vloga OrganicMakeup, która "poczęstowała" mnie solidną porcją naturalnego dezodorantu z węglem aktywnym. Deo jest naprawdę dobry, póki co użyłam kilka razy i nawet w sytuacji dość stresowej nie czułam się nieświeżo. Ponadto ładnie, cytrusowo pachnie i pomimo ciemnego koloru nie brudzi ubrań. Ci ciekawe na pomysł kosmetyków właścicielka marki wpadła w Nowym Jorku, więc nazwa jest adekwatna :) Produkty ręcznie robione, wegańskie, naturalne. Mają świetne opakowania kojarzące mi się z miejskimi napisami na murach. Na pewno zajrzę podejrzeć co warto jeszcze kupić.

Be.Loved to marka, która szczególnie mnie zaczarowała swoim serum do twarzy, które znalazło się nawet w moim rankingu najlepszych kosmetyków 2018 roku! Genialny skład, w pełni naturalny, cudownie skomponowany pod potrzeby cery tłustej i problematycznej. Zero wypełniaczy czy przypadkowych składników, za to pięknie regulujące nadmierne wydzielanie sebum, kojące podrażnienia i wypryski, a zapach... Zapach sprawiał, że wyczekiwałam na chwilę wieczornej pielęgnacji! To zdecydowanie marka stworzona z miłością i pełną świadomością składów. Jedyny minus - na sera trzeba czasem czekać, ale warto.


Sylveco czyli chyba najbardziej znana polska marka kosmetyków naturalnych. Jedni ją kochają, inni nienawidzą twierdząc, że "wszystko ich zapycha" ;) Ja należę do teamu #lovesylveco, mimo że nie każdy kosmetyk się u mnie sprawdził, co uważam za jak najbardziej normalne. Kosmetyki należy dobierać pod potrzeby skóry, szukać cennych dla nas składników aktywnych i unikać tych, które wpływają niekorzystnie. Dla mnie "sylvecowa" seria do włosów jest nietrafiona, za mało oczyszczająca, za bardzo obciążająca, za to lipowy płyn micelarny lub seria Biolaven - MISTRZOSTWO! Tanie, łatwo dostępne, skuteczne, pięknie pachnące winogronem kosmetyki (nie lubiłam tylko kremu na dzień, ponieważ jest dla mnie zbyt emolientowy, za to wersja na noc była idealna przez całą dobę). Podobnie Vianek - szczególnie maseczki do twarzy, pomadki ochronne, olejki do ciała i włosów, fioletowy micel czy niebieski szampon do włosów - to moje tanie perełki. Poniżej podlinkuję Wam wszystko co się pojawiło na blogu na temat marki Sylveco. Niedawno na swoim Instagramie i Facebooku wrzuciłam wstępne wrażenia na temat kremu na zień Duetus (tu z kolei maseczki z węglem aktywnym to MISTRZ!), testuję też kilka kosmetyków Aloesove. Generalnie Sylveco rozwija się błyskawicznie! Jest też dedykowana seria dla dzieci, oczywiście z naturalnym składem. Na Ekocudach planuję kupić mój absolutny zestaw hitów czyli płyn do płukania ust i tonę pomadek z peelingiem :) PS. Na stoisku zawsze są jakieś promocje.




Lush Botanicals poznałam dość dawno również podczas jakichś targów, na których dostałam mnóstwo miniaturek tej marki. Szalenie mi się spodobały, ponieważ bardzo przypominają mi moje kosmetyki diy - ostatnio rzadko mam czas sama "kręcić" bardziej skomplikowane kremy, a tu proszę - dostępne są równie świeże "gotowce". Zapachy na bazie absolutów kwiatowych zachwycają i zapadają w pamięć na długo, a jednocześnie nie są nachalne czy męczące. Kto raz spróbował ten wie, o czym mowa. Poza tym składy są naprawdę piękne, pełne substancji aktywnych, na olejach tłoczonych na zimno. Wszystko zamknięte w eleganckim, ciemnofioletowym szkle.

Nature Queen - marka, którą poznałam początkowo "od strony" olei roślinnych i glinek. Produkty są niedrogie i fajnej jakości. Od jakiegoś czasu marka wypuszcza na rynek coraz to nowe kosmetyki gotowe, w ostatnich tygodniach serię do oczyszczania twarzy. Warto zajrzeć, szczególnie jeśli lubicie olejowanie twarzy lub włosów.


Bosphaera czyli producent mojego ukochanego peelingu do ciała ever! Bomba eteryczna, poprawiacz humoru i pogromca każdej paskudne pogody w postaci cytrusowych olejków eterycznych, cudownej konsystencji i działaniu (baza cukrowa). Dla mnie absolutny hit i mam już kolejne opakowanie! Fankom kąpieli w wannie z czystym sumieniem polecam śliczne babeczki do kąpieli - wyglądają absolutnie obłędnie, jak słodycze, a zapachy... Zapachy znajdą się dla każdego!



Senkara - polska marka, którą pierwszy raz wypatrzyłam u Aneczkablog. "Pandzioch" od razu przykuł moją uwagę, czyż opakowania nie są urocze? Do tego nietypowe zapachy jak banan, czekolada i nierafinowane masła. Wszystkie receptury autorstwa właścicielki - doktor nauk chemicznych, ale nie pozbawione przyjemności. W ofercie sera, musy, dezodoranty, olejki, hydrolaty, peelingi. Mam hydrolat Kwiat lotosu, na targach mam zamiar zaopatrzyć się w coś jeszcze :)


Lavera - marka niemiecka, na rynku od 25 lat! Kosmetyki produkowane zgodnie ze standardami certyfikowanych kosmetyków naturalnych. Do wyboru mamy prawdziwy ogrom produktów od pielęgnacji każdej skóry, przez kosmetyki dla dzieci i mężczyzn aż po higienę jamy ustnej. To co mi się podoba to brak sztucznych konserwantów, kompozycji zapachowych i wykorzystanie do produkcji energii ze źródeł odnawialnych. Miałam okazję poznać kilka kosmetyków, na targach celuję szczególnie w pasty do zębów (miałam już dwie, są wydajne i dobrze oczyszczają).


Manufaktura Mewa tworzy w pełni wegańskie, ręcznie wytwarzane produkty: masła do ciała, peelingi cukrowe, kule do kąpieli, sera i hydrolaty. Egzotyczne zapachy pokroju mango, mandarynka czy ananas z łatwością umilają dbanie o siebie. Kosmetyki mają cudowne konsystencje i nie są drogie. Miałam hydrolat Neroli, pięknie i naturalnie pachnący z fajnym atomizerem (zdjęcie niżej).

Sape - mała mydlarnia, w której ręcznie wytwarzane są niesamowite kosmetyki. Piękne, estetyczne szklane słoiczki z białą etykietą przywodzą na myśl minimalizm i prostotę, jaką możemy znaleźć w naturze. Marka kojarzy mi się z bardzo innowacyjnymi produktami jak mydło z luffą albo mocno oczyszczającą peelmaską z węglem aktywnym na bazie białej glinki, korundu i mydła potasowego. Jeszcze czegoś takiego nie widzieliście! Peelmaska myje, peelinguje i dogłębnie oczyszcza pory, przez co jest wręcz idealna do skóry tłustej, zanieczyszczonej. Przy tym zupełnie nie wysusza, pozostawia cerę czystą, miękką i gładką. Czary! Poza tym w ofercie oleje, mydła, sera, produkty do demakijażu i kule do kąpieli.


La-Le poznałam od przeczytania gdzieś, że mają hydrolat porzeczkowy. Jako wielka fanka hydrolatów musiałam go mieć, więc na poprzedniej edycji Ekocudów kupiłam. Zapach to nie są typowe owoce, jest trochę "trawiasty", ale o ciekawej cierpkiej nucie, osobiście bardzo mi się podobał. Przy okazji do koszyka wpadł dezodorant na bazie sody o zapachu zielonej herbaty - całkiem niezły, niesamowicie wydajny, o miękkiej, plastycznej konsystencji. Dezodorant Lale na co dzień jest bardzo dobry, zawiódł mnie tylko raz, ale było to w mocno stresowej sytuacji, więc wybaczam :) Jest to kolejna marka stricte wegańska. Kusi mnie czekoladowe masełko do ust oraz kolejne hydrolaty, tym razem postawię chyba na borowinowy albo jagody goji. Uwaga! Jest też hydrolat męski (rumianek, mięta, lawenda, szałwia) :)

Bio Up to jest sztos! Ich tonik na bazie hydrolatu z opuncji i róży zapachem rozłożył  mnie na łopatki, a działanie nie ustępuje temu aromatowi :) Cera spryskana tym tonikiem natychmiast odzyskuje wigor, naprawdę nie wiem jak inaczej mam to określić! To bomba witaminowa, która nawilża, rozjaśnia, koi, przymyka pory, a jednocześnie zawiera sporo substancji aktywnych, które niestety czasem mogą się "pogryźć" z innymi produktami. Mówiąc wprost ten kosmetyk to coś o wiele więcej niż tylko tonik, który wielu osobom kojarzy się z pachnącą wodą o niższym pH. Tutaj mamy masę dodatkowych substancji, które czynnie wpływają na cerę. Widoczne na zdjęciu serum pod oczy jest absurdalnie wydajne, więc z powodzeniem  stosuję je na cała twarz, a także dekolt. Po kolorze widać, że oleje nie są rafinowane, serum dobrze współpracuje praktycznie z każdym produktem, z jakim go używałam. W moim posiadaniu jest także olejek do demakijażu z emulgatorem (spłukiwany wodą!) o zapachu cytrusowym, który uwielbiam - jest niesamowicie skuteczny, przyjemny w użyciu i posiada świetny skład. Uwaga - wiele surowców posiada certyfikaty.


Iossi - polska marka, która zachwyca składami. Do tej pory poznałam trzy kosmetyki: mydełko, serum rozświetlające (również znalazło się w ulubieńcach 2018 r!) oraz poniższą maseczkę antyoksydacyjną. Markę bardzo lubię, fajne składy, szczególnie dla osób w "moim wieku", w okolicach trzydziestki, gdy szukamy w kosmetykach już czegoś więcej niż tylko nawilżenie. Szczególnie przyjazna marka wrażliwcom oraz cerom problematycznym i alergicznym. PS. Maseczka pięknie rozjaśnia i rozświetla cerę, idealna dla skóry z problemami naczynkowymi. Trzeba ją rozrobić jak glinkę.


Polny Warkocz z mojego rodzinnego Lublina, chyba zawsze będę sympatyzować z tymi kosmetykami. Znamy się nie od dzisiaj, a to dzięki mazidłom marki. Są to tłuściutkie, trochę napowietrzone kremiki, zdecydowanie do stosowania na noc jako warstwa emolientowa na coś nawilżającego. Esencje to cuda! Dla jednych to po prostu tonik, dla innych o wiele więcej. Wodnista konsystencja zawiera sporo humektantów, pięknie pachnie i można ją stosować na milion sposobów. Idealna do maseczek w płachcie diy! Poza tym do wyboru mamy także koncentraty czyli olejki myjące do twarzy (z emulgatorem). Receptury dość proste, a mimo to skuteczne. Design opakowań swojski, słowiański. Produkty w ciemnym szkle. Bardzo niskie ceny!



Bartos - polska marka stworzona przez magister chemii. Świetne składy, pełne witamin i substancji aktywnych na bazie soku z aloesu, mocno nawilżające i odżywcze. Super fajne opakowania z dużą pompką typu air less. W ofercie także płyn micelarny. PS. Krem z witaminą C to prawdziwy sztos, jeden z dwóch moich ulubieńców ostatnich lat i jeden z niewielu kremów do twarzy, do którego jeszcze wrócę. Miał w sobie "to coś", przez co moja skóra lśniła, była jędrna, dobrze nawilżona, gładka i promienna, a choć wcale tego nie obiecywał dodatkowo pozostawiał cerę matową! EDIT: moja recenzja dotyczy poprzedniej formuły, jak się okazuje skład trochę został zmieniony.


Shy deer to marka zainspirowana... lasem. Śliczne opakowania z kawałkami drewna, ciekawy design. Receptury oparte zostały o hydrolaty, które wyparły powszechnie stosowaną wodę, dodając formułom jeszcze więcej składników aktywnych. Dodajmy do tego mnóstwo ekstraktów roślinnych i olejki eteryczne. Jestem na tak!

Dworzysk uwielbiam głownie za herbatkę Śpij Dobrze. Jej kojący zapach i smak zawsze pozytywnie nastraja mnie do snu, wycisza i koi nerwy. Uwielbiam! Co równie ważne lubi ją mój mąż. Dworzysk posiada własne pola lawendy, skład pochodzą kwiaty używane do produkcji m.in. kosmetyków. Hydrolat lawendowy tej marki pachnie przyjemnie, nie jest za mocny ani sztuczny, zawiera jednak fenoksyetanol (mnie to nie przeszkadza, ale wiem, że niektórzy unikają). PS. Atomizer tworzy idealną mgiełkę i nigdy się nie zdarzyło, żeby się zaciął.


O!Figa to marka młoda, ale ambitna! Wszystkie kosmetyki bazują na cennym i nietanim oleju z opuncji figowej. Pozostałe składniki to jeszcze rzadziej spotykane, innowacyjne substancje takie jak olej z nasion cedru syberyjskiego, bioferment z tonkowca wonnego, ekstrakt CO2 z dzikiej róży, ekstrakt z juki. Osobiście mam hydrolat różany tej marki, ale poluję na coś ambitniejszego!


EKOCUDA Naturalny makijaż

Lily Lolo to brytyjskie kosmetyki mineralne. Osobiście miałam kilka produktów. Na szczególną uwagę zasługuje podkład mineralny, doskonale zmielony, ładnie stapia się z cerą oraz tusz do rzęs Big Lash Mascara, który idealnie rozdziela, podkręca i podkreśla rzęsy (moje są krótkie i jasne, a mimo to efekt był bardzo zadowalający). Pełna recenzja poniżej. Poza tym marka słynie z pomadek i błyszczyków do ust - mam jeden i jak nie lubię błyszczyków ten stale mi towarzyszy. Fajny jest też bronzer w kompakcie.


Felicea z kolei to nasza rodzima marka kosmetyków naturalnych, ale nie w formule sypkiej. Marka oferuje bardzo trwałe prasowane cienie do oczu oraz pudry i róże, ładnie napigmentowane kredki do oczu oraz korektory do twarzy. Markę natomiast najmocniej kojarzę z klasycznymi, ultra komfortowymi pomadkami do ust, do złudzenia przypominającymi kolorowy balsam do ust. Te pomadki są niesamowite, zupełnie nie czuć ich na ustach, "nosi" się je wygodnie, przez to nie są bardzo trwałe. Za to po zmyciu usta wyglądają na zadbane, nie są wyschnięte i przesuszone, a to dla mnie największa zaleta. Nowością Felicea jest tusz do rzęs, który kupimy w jednej z dwóch wersji szczoteczki: klasycznej lub silikonowej. Tusz nie uczula, ma skład łagodny dla alergików, delikatnie podkreśla i przyciemnia rzęsy. Ciekawa propozycja na co dzień dla osób, które mają naturalnie dłuższe, ale jasne włoski. Marka posiada także olejek do demakijażu (bez emulgatora). Wszystkie kosmetyki mają fajne składy (nie wypatrzyłam np. talku), niektóre substancje posiadają certyfikat ECOCERT.


Annabelle Minerals to pierwsza moja naturalna kolorówka, mineralna i polska marka. Podkłady w formule matującej są idealne dla mojej cery, nie "ciastkują" się (nakładam je pędzlem kabuki tej samem marki), ładnie stapiają z cerą, nie wybłyszczają się zbyt szybko. Genialna wydajność i całkiem wygodne opakowania (choć Lily Lolo były dla mnie praktyczniejsze, chodzi o przekręcane sitko, które w AM jest "na zatrzask"). Poza tym darzę absolutną miłością cienie i róże Annabelle Minerals, wszystkie w formułach sypkich. Na dzień dają mi komfort trwałości i naturalności. Nie zauważyłam, aby "zapychały", ale codziennie dbam o dokładny, delikatny demakijaż i oczyszczanie, nie chodzę spać w makijażu, nawet naturalnym. Wydajność tych minerałów jest dla mnie kosmiczna! Początkującym w temacie absolutnie odradzam formułę kryjącą, która wymaga odrobinę wprawy i przy "ciężkiej" ręce potrafi naprawdę niekorzystnie wyglądać na skórze, szczególnie tłustej czy mieszanej.

Ecolore to kolejna polska marka kosmetyków mineralnych, tym razem zachwycająca mnie szczególnie bronzerami, rozświetlaczem i różami. Podczas targów planowana jest promocja 10% taniej oraz przy zakupie 3 kosmetyków cień do powiek gratis. Poza tym najlepiej dobrać odcienie przy stoisku, na żywo. Formuły tych minerałów są bardzo drobno zmielone, przez co łatwo się nimi pracuje, praktycznie każdym pędzlem do minerałów.

Amilie - kosmetyki mineralne, również polskiej marki. Świetnej jakości podkłady w kilku formułach. Szczególnie warto sprawdzić formułę jojoba, która ma niezłe krycie, a na twarzy daje efekt "blur" jak Photoshop - skóra wygląda na promienną, miękką i gładszą! Warte uwagi są również pudry, cudowne róże, bronzery, a przede wszystkim cienie, w tym dwa duochromy - trwałe, pięknie się mieniące.


Puro Bio to kolejna naturalna marka oferująca kosmetyki do makijażu, tym razem włoska. Tu przede wszystkim wspomnę, że miałam przyjemność uczestniczyć w warsztatach z tą marką, a także poznać na własnej skórze "moc" podkładu kryjącego. Wiem, że z tym podkładem wiele osób ma kłopot i wcale się nie dziwię, ponieważ jest szybko zastygający i mocno napigmentowany, przez co trzeba nakładać go szybko i sprawnie. Od makijażystki dostałam info, że podkład najlepiej współpracuje z dedykowanym pędzlem tej samej marki, który jest naprawdę mocno zbity. Ruchy stemplujące i dość mocno wciskające produkt w skórę miejsce przy miejscu powinny sprawić, że cera będzie wyglądać naturalnie, a jednocześnie podkład zakryje wszelkie przebarwienia. Nie ukrywam - wymaga to wprawy i na pewno nie jest to produkt dla początkujących. Za to podkład w kroplach jest już bardziej przyjazny, a też ma całkiem przyjemne krycie. Dodatkowo podczas ostatnich Ekocudów kupiłam tusz Impeccable Mascara (bez niklu) z lekko podkręcającą szczoteczką i muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z efektu! Tusz jest idealnie czarny, rozdziela i lekko podkręca włoski. Obiecującą wyglądają też rozświetlacze (zdjęcie niżej) i cienie tej marki.


Ovium - marka wielorazowych, mięciutkich, biodegradowalnych, bawełnianych płatków kosmetycznych. Szyte w Polsce, z bawełny organicznej, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, świetnie się piorą i długo służą. Dla osób zainteresowanych #lesswaste i dobrej jakości produktami w przystępnej cenie.

EKOCUDA Naturalna chemia domowa

Klareko to sprawdzone receptury babć, ekologiczne półprodukty, bezpieczne dla ludzi i środowiska środki czystości. Składy oparte m.in. o kwas octowy, który jest naturalny, a działa mocniej niż domowy ocet. Proszek do prania, płyn do tkanin, mus czyszczący, środki do mycia luster  - to tylko niektóre produkty z dostępnego asortymentu, natomiast wszystkie cudownie połączone z aromaterapią dzięki zawartości olejków eterycznych.

Yope znane przede wszystkim z mydeł i żeli pod prysznic o ładnych zapachach, które uwielbiam. Marka posiada także w ofercie środki czystości: płyny do mycia naczyń, płyny uniwersalne, do szyb, do podłogi - niestety okazuje się, że produkty zawierają bardzo alergenne, syntetyczne konserwanty m. in. MIT, w związku z czym nie polecam i sama też nie kupię. Dostępne są także świece zapachowe - nie znam jednak całego składu, zobaczę na miejscu :)

Miuka Candles - świece z wosku rzepakowego wytwarzane ręcznie w Polsce. Podczas poprzednich targów chciałam kupić, jednak nie było zapachu, na który poluję. Zapachy są naprawdę niesamowite! Same świece w szklanych słoiczkach wyglądają elegancko, po prostu przepięknie! (3 zdjęcie powyżej, na środku).

Olivia Plum - świece sojowe (edit: mam info od producenta, że świece są dostępne tylko w okresie jesienno - zimowym) oraz ręcznie robione w niewielkich partiach kosmetyki pielęgnacyjne. Marka posiada także specjalną męską kolekcję produktów oraz ręcznie robione, porcelanowe mydelniczki. Podoba mi się, że marka stawia na współpracę z niewielkimi, lokalnymi producentami surowców.


Uwaga, moja lista jest obrzydliwie subiektywna i absolutnie nie oznacza, że pozostałe marki trzeba pomijać, bo jest coś z nimi nie tak. Wręcz zachęcam do spędzenia na targach wielu pasjonujących godzin na rozmowach z wystawcami, którzy w większości doskonale znają swój asortyment. Wiele nowych firm osobiście reprezentują pomysłodawcy i właściciele! Uwielbiam EKOCUDA właśnie za tą różnorodność, od dobrze znanych nam już marek po mniejsze, startujące manufaktury. Udanych zakupów!


PS. Koniecznie podzielcie się swoimi ulubionymi markami lub nawet konkretnymi kosmetykami. Stwórzmy wspólnie najlepszą naturalną listę zakupową w internetach :)

Nature of Woman 2 - druga edycja spotkania blogerek naturalnych w Warszawie

Nature of Woman 2 w Warszawie


23 lutego 2019 roku odbyło się drugie spotkanie pod nazwą Nature of Woman, które miałam przyjemność zorganizować wspólnie z Anastazją, autorką bloga Stazyjka. W pewną chłodną sobotę 13 blogerek, 1 instagramerka i 1 vlogerka zebrały się w klimatycznej kawiarni Relax na Wilczej (Wilcza 17), w samym centrum Warszawy, aby wymienić się opiniami, ale także zrobić kosmetyki DIY, poznać naturalne nowości i miło spędzić czas. Co dokładnie robiłyśmy? O tym poniżej.




Relax na Wilczej

Spotkanie rozpoczęła niespodzianka od kawiarni w postaci degustacji kaw premium. Michał, manager kawiarni, osobiście opowiedział czym się różnią ich kawy od tych sklepowych. Czym mianowicie? Kawiarnia zna każdy element "produkcji" od ziarna, przez uprawę, aż po transport i sposób palenia, mielenia i parzenia kawy - trzyma pieczę nad każdym z tych elementów. Wszystko to ma wpływ na jakość końcowego naparu, a także na jego smak. Smak takich kaw trochę się różni od tego, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Przede wszystkim czarna kawa jest... kwaskowata. Nie każdemu to odpowiada, to normalne, jednak w połączeniu z mlekiem zupełnie nie czuć tej kwasowości, a jedynie piękny aromat i łagodny, często z owocową nutą, smak.

 foto od Czokomorena


Różowa czekolada

Deser został przyrządzony specjalnie dla nas z... różowej czekolady. Różowa czekolada jest rarytasem i ciekawostką. Robi się ją z najprawdziwszych ziaren rubinowego kakowca i jest w 100% produktem naturalnym. Obecnie jest pełnoprawną odmianą czekolady obok znanych nam gorzkiej, mlecznej i białej :) Różowa czekolada w smaku jest owocowa, dość łatwo pomylić ją z truskawkową, jagodową lub malinową, także ze względu na kolor. Posiada jednak dość charakterystyczny aromat, no i cieszy oczy. Osobiście bardzo mi smakowała!

 foto od Czokomorena

Kosmetyki diy

Po kawie i deserze wypadało wziąć się do roboty :) Postawiłyśmy na proste kosmetyki DIY. Przygotowałam dla dziewczyn luźne przepisy i specjalnie zadbałam o bezpieczne, sprawdzone półprodukty marki Natura Receptura. Chodziło o pokazanie, że proste kosmetyki możemy zrobić w domu same, a przy tym dobrze się bawić. W "menu" był peeling kawowy (w końcu czego jak czego, ale fusów po kawie miałyśmy pod dostatkiem w kawiarni), serum olejowe lub dwufazowe do wyboru, a także niespodzianka - naturalne perfumy lub zapach do samochodu czy szafy. Mam nadzieję, że dziewczyny świetnie się bawiły podczas odmierzania i kombinowania, a stworzone kosmetyki się sprawdzą. Moim tajnym celem było też zachęcenie do eksperymentów w domu, bo jak wiecie sporo kosmetyków robię sama i bardzo to lubię :)


Nowości Felicea

Następnie odwiedziła nas Ania, właścicielka marki Felicea - naturalnych, polskich kosmetyków do makijażu. Ania ciekawie opowiada o badaniach i próbach, jakie muszą przejść kosmetyki przed dopuszczeniem do obrotu. Każda z nas została obdarowana absolutną nowością, czyli maskarą do rzęs. Mascara Felicea dostępna jest w dwóch wariantach: ze szczoteczką silikonową oraz klasyczną. Ja zdecydowanie wolę te klasyczne, ponieważ lepiej rozdziela moje rzadkie, krótkie rzęsy. Ania zdradziła nam także, że jeszcze w tym roku będzie miała premierę kolejna nowość, czyli podkład płynny Felicea! Nie mogę się doczekać, na rynku wciąż mamy niewiele płynnych, naturalnych podkładów, więc znajdzie się miejsce dla kolejnego!

foto od Czokomorena


Pyszne, ręcznie robione krówki, "kulki mocy" oraz ciasteczka w kawiarni Relax na Wilczej w Warszawie:

 foto od Czokomorena

Licytacja charytatywna

To nie był koniec atrakcji. Po zdrowym posiłku i kawie przyszedł czas na licytację charytatywną. Anastazja wybrała szczytny cel, pomoc małej Alisi, która potrzebuje operacji stópek. Jeśli chcielibyście wesprzeć zbiórkę wystarczy kliknąć w link - myślę, że każda, nawet niewielka, suma przybliża dziewczynkę do celu. Wielu sponsorów dołożyło się do licytacji, a także my same przyniosłyśmy lub zrobiłyśmy kosmetyki specjalnie na ten cel. Zebrałyśmy łącznie 463 zł!


Uczestniczki Nature of Woman 2

Oprócz organizatorek w spotkaniu udział wzięły:
Diana z Naturale (blog i gabinet), Magda z bloga PrzyjemnezPożytecznym, Ola z Instagrama Ja_ola, Paulinka z You Tube OrganicMakeup, Małgosia z bloga  BlondHairAffair, Kamila z bloga MyLovelyFuchsia, Ula z bloga KosmetycznyŚwiatUli, Justynka z bloga NaturalneBlogowanie, Magda z bloga TakieMojeOderwanie, Karolina z bloga MintOnMars, Marysia z bloga MarysiaDaily, Sylwia z bloga Czokomorena oraz Emilka z bloga UrodaWedługBlondynki.

foto od Czokomorena

Sponsorzy Nature of Woman

Spotkanie trwało ok. 6 godzin, a czas zleciał nam błyskawicznie. Osobiście świetnie się bawiłam i to pomimo pewnych obowiązków jako organizator ;) Nature of Woman jest dla mnie szczególnym wydarzeniem, ponieważ jest czymś zdecydowanie więcej niż spotkanie koleżanek przy kawie i sposobem na zgarnięcie "giftów". Osobiście dbamy z Anastazją o dobór odpowiednich sponsorów, stawiamy na kilka sprawdzonych i polecanych marek - nie na ilość, ale jakość produktów. Drugą edycję wsparły marki:


Celina ekologiczna - polski producent naturalnej sody do prania. Od spotkania zrobiłam już cztery prania sodą i jestem autentycznie zachwycona! Pranie przyjemnie, świeżo, ale delikatnie pachnie i jest niesamowicie wręcz miękkie!

Sansin Organic - nowość na polskim rynku, organiczne płyny do prania. Niedługo będzie je można kupić w jednej z sieci drogerii  póki co nie wiemy, w której, więc warto obserwować markę na IG.


Felicea - polskie naturalne kosmetyki do makijażu. W ofercie m.in. tusz (nowość), cienie, kredki, pudry, pomadki. Teraz (na początku marca) dostępna jest promocja, w której kupując dowolną pomadkę dostajecie gratis konturówkę do ust o odpowiednim odcieniu! Kosmetyki nie są drogie i mają bardzo przyjazne składy.

Ekozuzu.pl w ofercie posiada ogromny asortyment włoskiej marki pielęgnacyjnej Bema Cosmetici (krem do cery tłustej to hit! A krem do rąk to oficjalnie najlepszy produkt do dłoni, jaki w życiu miałam!) oraz naturalne kosmetyki do makijażu Couleur Caramel (świetny fluid, o którym pisałam recenzję na blogu).


Maroko Sklep znam od dłuższego czasu, ponieważ kupuję tam glinki i hydrolaty. Ceny są bardzo przystępne, często zdarzają się promocje :) Oprócz tego dostępny jest spory asortyment gotowych kosmetyków, a także ręcznie wykonanej ceramiki.

Green Anna to kosmetyki robione ręcznie i z pasją. Obecnie możemy kupić dwa produkty: krem do twarzy oraz mus oczyszczający. 


Equilibra słynie szczególnie z serii aloesowej, za którą otrzymała nawet nagrodę Najlepszy produkt 2019 roku. Seria znana jest od dawna, osobiście bardzo lubię aloesowy żel tej marki.

White Flower - kosmetyki dostępne w Rossmannie. Receptury oparte zostały o sól lub błoto z Morza Martwego. Osobiście bardzo lubię błoto, które stosuję nawet jako maseczkę na twarz.

Poniżej moje "zdobycze" z wymianki z dziewczynami, choć zabrakło kremu na dzień Duetus od Justynki. Książki wylicytowałam na licytacji charytatywnej, a przekazała je Madzia z bloga Przyjemnezpożytecznym (od Madzi też mydełko i jeszcze jedna książka o warzywach, której zabrakło na zdjęciu :) Poza tym mam tu proszek do zębów z węglem aktywnym od Paulinki (już używałam, świetnie oczyszcza!), odlewkę pomarańczowego eliksiru Mokosh od Justynki (bosko pachnie!), algową maseczkę Nacomi od Uli, maseczkę oraz słynny puder Laura Mercier od Anastazji. Puder faktycznie fajny, drobniutki, pięknie ukrywa pory. Bardzo dziękuję dziewczynom za miło spędzony dzień i pozostaje nam tylko wziąć się za organizację trzeciej edycji :)  

Jak zwiększyć zasięg na Instagramie, hasztagi, boty i inne sekrety IG

Uwielbiam Instagram! Wiem, nieźle się zaczyna, piszę jak jakiś świrus, ale taka jest prawda :D Zaglądam na IG kilka(dziesiąt) razy dziennie, przeglądam stories w drodze do pracy, wracając przygotowuję opis do zdjęć, zaglądam do Was, komentuję, serduszkuję, bo.. lubię! Uwielbiam też robić zdjęcia, to przez IG kupiłam aparat i zaczęłam kombinować z fotografią, choć do perfekcji mi daleko i często nie jestem zadowolona z efektu to powolutku widać progres (hope so!). IG szczególnie cenię za szybki, łatwy kontakt z innymi ludźmi, dla mnie Facebook przeszedł do lamusa (sorry - tam zaglądam głównie na grupy tematyczne i do znajomych, ponieważ scrolując tablicę dostaję oczopląsu od reklam i innych bzdur, które algorytm FB JAKIMŚ CUDEM  uznał za interesujące dla mnie - rzadko trafia, więc po 5 minutach uciekam z wrzaskiem, takim w myślach ofc). Ten post będzie luźną pogadanką i tak też go potraktujcie, ponieważ nie jestem żadnym SOCIAL MEDIA NINJA :D, a jedynie jednym z wielu użytkowników IG, może tylko trochę bardziej lubiącym testować różne rozwiązania na swoim koncie. 


Moje skromne "kontko" jest tutaj: https://www.instagram.com/cosmeticosmos/ - serdecznie Was zapraszam, tam najszybciej się ze mną skontaktujecie ;)


Co to są hasztagi?

Tak, tak, już widzę Wasze miny - jak to co? No przecież każdy ogarnia nie? No właśnie nie! Sama się ostatnio przekonałam kilka razy, że wiele osób nie wie po co są te "znaczki" i jak z nich korzystać. Nie ma w tym nic złego! Nie da się interesować wszystkim.
Hasztag to nic innego jak słowo lub wyrażenie poprzedzone znacznikiem # (kratka, płotek, hash) ułatwiające grupowanie i znalezienie elementów np. zdjęć na Insta. Wpisując w wyszukiwarkę IG interesujące nas zagadnienie znajdziemy setki, tysiące, miliony zdjęć odpowiadające danemu hasłu. Genialne i bardzo pomocne!

Źródło Pixabay

Jak utworzyć hasztag?

Prawidłowy hasztag to cały ciąg bez spacji (o czym, o dziwo, wiele osób zapomina):
PRAWIDŁOWY
#iloveinsta #i_love_insta #ferie2019
NIEPRAWIDŁOWY
#ilove insta (tu hasztagiem byłoby samo #ilove, zresztą Insta po publikacji podkreśla hasze na niebiesko, więc łatwo się zorientować).

UWAGA wyrażenia w # można różnie zapisywać, np. jednym ciągiem (#pocosahasztagi), z polskimi znakami lub bez (#językpolski) lub z przerywnikami typu "_" (#post_na_blogu), do hasztagu można dodać też emotikon (nie wiem po co, ale można :D, np. #kawa☕).

Pod każdym zdjęciem możemy dodać max. 30 hasztagów i lepiej tego nie robić w komentarzu (bo IG ich nie wyszukuje, więc nie ma to sensu, choć z tym też bywa różnie - nie wiem od czego to zależy, to wie tylko algorytm IG).

UWAGA! Istnieją również hasztagi zakazane, które powodują obcięcie zasięgu zdjęcia, ponieważ algorytm uzna je za potencjalnie sprzeczne z regulaminem. Są to przede wszystkim # oznaczające nagość, rasizm, przemoc, ale także niewinne #books (książki) czy #easter (Wielkanoc), #beautyblogger, #valentinesday, #teen i wiele, wiele innych, na które BYM W ŻYCIU NIE WPADŁA (iiiii tu znowu UWAGA, że nie ma oficjalnej listy zakazanych #, wszystkie te krążące po internetach zostały stworzone przez użytkowników na podstawie obserwacji, fajnie nie?).

Zapraszam Was też na post o shadowbanie na IG, choć podkreślam, że oficjalnie coś takiego nie istnieje, ale jest tam wiele cennych wskazówek m.in. na temat ZAKAZANYCH HASZTAGÓW 

Gdzie tworzyć hasztagi?

Oczywiście pod postami na IG, ale także na STORIES (zwiększają zasięg naszych stories, jeśli nasza fotka "wpadnie" w polecane), można również pod postami, filmami na FB (ale tam są dużo mniej popularne), na Twitterze (nie mam tam konta). Hasztagi są bardzo popularne również na różnych forach i w grupach na FB, ponieważ ułatwiają znalezienie interesujących nas kwestii (nie ma nic bardziej irytującego dla członków grupy, gdy "ktoś nowy" zadaje setny raz to samo pytanie, podczas gdy odpowiedzi tylko czekają na znalezienie i przeczytanie ;)


Jak tworzyć hasztagi, żeby zwiększyć zasięg?

Ciekawe ile osób przeskrolowało post, żeby przeczytać tylko tą część :D Tymczasem dla niektórych z Was nie będzie tu nic odkrywczego, tylko kilka podstawowych zasad - resztę musicie ZROBIĆ SAMI. Nie ma drogi na skróty ;)

  1. Zadbajmy o to, żeby nasze # były krótkie, nieskomplikowane, ale sensowne I POPRAWNIE NAPISANE - podpieramy się zasięgiem danego hasztagu, który łatwo sprawdzić wpisując go pod lupką (angielskie hasze mają zwykle dużo większy zasięg niż polskie, przykładem jest kawa/coffee na zdjęciu wyżej). Tylko i wyłącznie z mojego doświadczenia i rozmów z innymi użytkownikami apki wynika, że przy koncie 2-3000 obserwujących nie warto celować w same wielomilionowe hasztagi. Szansa, że IG nas tam wysoko umieści i podniesie zasięg są niewielkie. Lepiej celować gdzieś pomiędzy 1 000 (dla bardzo niszowego tematu) a 1 500 000 (to nie są żadne oficjalne widełki, żeby była jasność, tylko moje doświadczenia). Dlaczego? Wtedy są spore szanse, że będziemy w pierwszych kilku zdjęciach (czyli wysoko) po wyszukaniu określonego #, a to zwiększa możliwość dotarcia nowych użytkowników do nas.
  2. Nie kłamiemy w hasztagach! Ile razy widziałam zdjęcie psa w popularnych # makijażowych! To się nie opłaca, użytkownicy mogą zgłaszać takie zdjęcia, IG może uciąć zasięg lub nawet usunąć konto. Kłamstwo nie popłaca, ale warto szukać różnych pokrewnych pojęć opisujących zdjęcie. Wykażcie się kreatywnością! Kawa to nie tylko #kawa #coffee ale także #coffeetime #relax #filizanka #porcelana itp. (to tylko przykład!)
  3. Osobiście lubię używać mieszanki polskich i angielskich hasztagów. Dlaczego? Nie chodzi o to, że są bardziej popularne, tylko, że sama również bardzo często szukam inspiracji w angielskich #! Wiem, że mnóstwo ludzi tak robi, świat jest angielskojęzyczny! Jeśli piszę np. o włoskich kosmetykach staram się też wyszukać 2-3 włoskie hasztagi. Jeśli jestem w podróży dodaję info o lokalizacji, bo sama często szukam inspiracji do wycieczek na IG!
  4. Nie używamy zakazanych hasztagów (o tym wyżej + podlinkowany poprzedni post). Dodam, że przez tylko jeden nieuważny # zbanowane zostanie całe zdjęcie i to bardzo możliwe, że pod wszystkimi pozostałymi haszami również. 
  5. Podobno* w ciągu pierwszych 24h od dodania zdjęcia lepiej nie edytować opisu, ponieważ IG obetnie zasięg. Niby tylko podobno, ale u mnie edytowane niedługo po dodaniu fotki bardzo słabo się potem "pokazały", więc unikam edycji. Za to po kilku dniach nie ma to już najmniejszego znaczenia, przynajmniej u mnie - zdarza się, że pousuwam jakieś hasztagi spod starych zdjęć, dodam nowe, zmienię opis i czasem nawet zasięg dość mocno się zwiększy.
  6. Bądźmy aktywni! Podpatrujmy jakich # używają inni, podglądajmy swoje ulubione konta na IG, można zapisywać pomysły, sprawdzać zasięgi, kombinować. Tylko próbowanie może coś dać, ponieważ IG każde konto traktuje... inaczej! Na pewno pokazuje inne treści mnie, a inne Wam, a jeszcze inne koleżance. Tak samo jest z każdym kontem - jednym jest pokazywane, wręcz podkładane pod nos, a innym nie.
  7. Miksuję różnej wielkości hasztagi i u mnie to się sprawdza. Duże i małe, polskie i angielskie, lokalizacja, opis, coś zabawnego - użyjcie wyobraźni, byle by pasowało do zdjęcia.
  8. Możecie stworzyć własny hasztag, ja mam  #cosmeticosmos i był czas, gdy używałam go do każdego zdjęcia, aż przestałam. Właściwie równie dobrze można wejść na moje konto i pooglądać te same fotki, więc dla mnie bez sensu. ALE JEŚLI zmotywujecie innych użytkowników do używania Waszego # to kto wie, co z tego wyniknie ;)
  9. Nie używamy ciągle tych samych hasztagów! Rutyna zabija każdy związek i IG dobrze o tym wie, ale to nie znaczy, że masz zmyślać. Jest tyle możliwych kombinacji opisania tego samego zdjęcia, że trzeba próbować nowych rozwiązań. Zostaw sobie kilka stałych #, a resztę zmieniaj do woli i sprawdzaj czy to coś daje.
  10. Podobno* najlepiej dodawać max 20 hasztagów - ostatnio często powtarzane info, oczywiście w żaden sposób niepotwierdzone. Warto kombinować nie tylko z jakością znaczników, ale i ich ilością. Od siebie dodam, że zwykle tworzę ok. 23 hasztagi, bo lubię tą liczbę, a tam gdzie mam ich niewiele (5-10) jest bardzo słaby zasięg.
  11. Chodzą słuchy (i to potwierdza wielu użytkowników), że IG lubi, gdy opis robimy na bieżąco! Co z tego, że możesz sobie zapisać gotowe foto w roboczych (co u mnie ostatnio nie działa, zdjęcia stamtąd znikają, jakiś błąd apki?) lub ładnie ułożyć treść w notatniku, jak potem IG nie będzie chciał pokazać "wklejonego" tekstu. Być może nie u wszystkich tak jest, ale warto sprawdzić.
  12. IG chyba lubi porządek, bo gdy tylko dodam "nagle" inne zdjęcie niż kosmetyki zasięg jest niski, dużo niższy niż zwykle. Dlatego nie wiem jak połączyć to z wszechobecną "dobrą radą", aby używać różnorodnych znaczników, jeszcze nie rozgryzłam do końca tego zagadnienia.
  13. Wyciągamy wnioski i sprawdzamy rezultaty. Na niektórych kontach jest już testowana opcja w statystykach (na kontach biznesowych), która pokazuje ile zasięgu przyniósł konkretny hasztag. Bajka! Niestety u mnie nie jest aktywna, więc po dobie sama wchodzę na poszczególne # spod ostatnich zdjęć (jak mam czas) i sprawdzam czy moja fotka jest gdzieś wysoko, a jeśli tak, staram się go zapamiętać (w wersji dla mniej leniwych tfuu zabieganych :D można zapisywać) i potem używam do innych zdjęć (UWAGA, ale nie do każdego kolejnego).
  14. Sprawdzajmy powiązane hasztagi! To skarbnica pomysłów, choć przyznam, że sama o tym często zapominam (na screenie #kawa widać, w którym miejscu ich szukać). 
  15. Jeśli lubicie długie opisy lepiej nie wplatajcie # w treść - to irytuje! Raz czarne, raz niebieskie, nie wiadomo jakie odstępy pomiędzy słowami, to naprawdę nie jest wygodne! Przy krótkich opisach nie razi (jedno zdanie).
  16. Inspiracji możemy też szukać w podobnych zdjęciach - przykładowo klikając zdjęcie spod #kawa (takie, które nam się podoba) i czytając jak jeszcze zostało oznaczone. Niby proste, niby oczywiste, a mało komu się chce - choć warto ;)
  17. Dodatkowo: róbcie stories!, odpowiadajcie na interesujące Was stories u innych osób, komentujcie, lajkujcie ciekawe dla Was treści, rozmawiajcie priv, klikajcie w ankiety, żyjcie zamiast biernie przesuwać kciukiem - INSTA LUBI INTERAKCJE! Łączy ludzi i wtedy szybciej pokaże Wasze zdjęcia tej osobie, z którą macie relację (i vice versa). Oczywiście nie lajkujcie jak leci, bo to SPAM - tego nikt nie lubi, ale jeśli coś przykuło uwagę dajcie znać o tym autorowi - nie tylko pokażecie IG, że TAK, TE TREŚCI MNIE INTERERE, ale również zmotywujecie prawdziwego, realnego człowieka do działania! Tak jak mnie to napisania posta zmotywowała Ania z profilu Kosmotesty :* Przecież o to tak naprawdę chodzi, o ludzi, którzy siedzą po drugiej stronie ekranu swojego smartfona, szukając na IG motywacji, relaksu, inspiracji. A że ludzi interesują różne treści dla każdego znajdzie się tam miejsce :)
Prawda jest jednak taka, że z hasztagami trzeba "trafić". Podam Wam przykład z mojego IG wraz z opisem.

Poniższe zdjęcie paznokci jest jednym z lepszych zasięgowo na moim IG (nie wiem czy to duży czy mały zasięg, porównuję tylko do moich innych zdjęć!). Tematyka (paznokcie) jest zgodna z ogólną tematyką #beauty, która przeważa na moim koncie. Zdjęcie opublikowałam w niedzielę po południu, w dzień wolny od pracy, po dwóch dniach od publikacji poprzedniej fotki, ale w międzyczasie dodawałam stories i ogólnie "żyłam" na IG. Hasztagi były tylko paznokciowe, bo tu trudno byłoby dodać inne. Było dokładnie 23 hasze, głównie angielskie, kilka polskich. Zdjęcie już w pierwszej godzinie zdobyło chyba z 300 serduszek, kilka komentarzy i sporo zapisów, potem już tylko zasięg rósł. Jak widać z profilu mam bardzo mało wejść, za to z # 14 000 wyświetleń, ze strony głównej 1400. W wielu hasztagach znalazło się w "najpopularniejszych" u góry :)


Poniższe zdjęcie dodałam "od czapy", w Boże Narodzenie, po 4 dniowym całkowitym detoksie od Social Media (przez 4 dni byłam może ze dwa razy przez 5 minut), zrobione na szybko i właściwie nie wiadomo co na nim jest (ważna była dla mnie treść). W Święta zawsze mam niższe zasięgi, ludzie zajmują się innymi sprawami, a poza tym to zdjęcie zupełnie nie pasuje do mojego profilu, nawet kolorystyka mnie "razi". Było dodane całkowicie spontanicznie i nieprzemyślane, miało tylko 12 hasztagów, głównie o zimie, śniegu i mieście Lublin, gdzie zostało zrobione. Iiii... prawie nic się nie działo przez kilka pierwszych dni, powolutku rosło po Świętach. Nie znalazło się W ŻADNYM z hasztagów w polecanych, zwyczajnie użyłam zbyt rozbieżnych i za "dużych" (tak uważam). Taka to historia :D WNIOSKI WYCIĄGNIJCIE SAMI :)




Lokalizacja na Instagramie

Warto do zdjęcia dodać też lokalizację (miasto, knajpkę), która również jest pewnego rodzaju znacznikiem ułatwiającym znalezienie naszych fotek przez innych użytkowników.

Boty co to jest, po co i dlaczego mnie denerwuje?

Bot to narzędzie (program), który wykonuje określone z góry czynności zaprogramowane przez człowieka. Niektóre boty są spoko, przykładowo te informujące o zmianie pogody, korkach lub te, z którymi obecnie możemy przeprowadzić krótkie rozmowy na Messengerze (chatboty np. polecające link lub zachęcające do zakupu). Niestety bot to tylko "głupi" program, który musimy nakierować na jakieś działanie, a to działanie CZĘSTO bywa nietrafione.
Ostatnio na Instagramie obserwujemy wręcz wysyp botów, mających na celu zdobycie nowych obserwujących. Co w tym złego zapytacie? Normalna sprawa, że ludzie chcą się wybić, zostać zauważonym prawda? W zasadzie tak, wszystko jest dla ludzi (nie oceniam), ale do czasu, aż zacznie DENERWOWAĆ REALNYCH UŻYTKOWNIKÓW aplikacji. A zaczyna denerwować ponieważ:
1. Boty można ustawić na zabawę pod tytułem follow-unfollow. Na czym to polega? Proste! Ustawia się program, żeby obserwował określone konta na IG (na przykład interesujące się sferą beauty lub motoryzacją) i czeka. Nie trzeba (oprócz opłacenia bota ofc ;)) kiwnąć nawet paluszkiem, program sam polubi, a po kilku dniach "odlubi" dowolną, ustawioną liczbę kont. Po co? Jest duża szansa, że po takim follow ktoś polubi botujące konto w odwecie, zainteresowany treściami lub przez stare poczciwe poczucie "docenienia przez większe" konto. Dla jednych to normalna praktyka i sposób na osiągnięcie milionów follow bez wysiłku (i jak się okazuje trudniejsze do wykrycia niż klasyczny zakup bezwartościowych kont-duchów na Allegro). Dla innych ohydna praktyka, irytująca droga na skróty. Ja jestem gdzieś pośrodku, aczkolwiek NIGDY NIE UŻYWAŁAM I NIE ZAMIERZAM UŻYWAĆ BOTA. Bo IG to nie są same cyferki, dla mnie to przede wszystkim kontakt z fajnymi ludźmi i motywacja do robienia lepszych zdjęć. OK, to dlaczego to denerwuje? Pomijając kwestię uczciwości (w nikogo nie rzucam kamieniami, niech każdy robi co uważa) to zwyczajnie IRYTUJE, gdy jakaś laska codziennie mnie obserwuje - CODZIENNIE przez tydzień. Kochani - to widać, że używacie bota! Używają go także "gwiazdy", aktorzy i cała masa normalnych użytkowników. Czy się opłaca? I tak i nie. Tak, bo gołym okiem widać, że follow leci jak szalone. Nie, bo takie konta są masowo zgłaszane przez innych użytkowników jako... SPAM. Tak, tak - można przez to stracić konto. Pytanie czy warto?
2. Boty można ustawić na komentowanie zdjęć innych użytkowników. Och, to mnie irytuje najbardziej, nie ma to jak komentarz od czapy pod postem o olejku do twarzy typu "fajna fotka, wpadnij też do mnie" i milion serduszek tudzież innych emotek. A może słynne "Mniam" pod zdjęciami kota od jednego ze sklepów ze zdrową żywnością? (pozdrawiam Anię z profilu Aneczkablog, która padła "ofiarą" takiego botowania :*). Proszę bardzo. A może "super" pod postem o śmierci projektanta od podobno znanej influencerki z 772 000 obserwujących? Drodzy moi, wszem i wobec głoszę, że BOTA WIDAĆ BARDZO WYRAŹNIE, a jak nie widać lub nie mamy pewności, można łatwo sprawdzić ;) Jak? A choćby na stronie kokohash.com. Pomijając, że komentarze takie są często nietrafione, nic nie wnoszące, to są zwykłym SPAMEM. A spam wiele osób zgłasza do IG i trudno się im dziwić prawda? A skoro dużo osób zgłasza spam to ryzykujecie usunięciem lub zablokowaniem konta.

Przykład SPAM komentarzy spod zdjęcia Andzi z profilu Angelisiak (oczywiście nie Andzia spamuje, tylko u niej pojawiły się boty, zapewne zachęcone którymś z użytych hasztagów):


PS. Jak widzicie można ustawić bota tak, aby "pobierał" do komentarza imię. Już kilka razy pod moimi postami miałam mądry komentarz o treści "super Cosmeti" :D Niezły ubaw!

PS. Podobno Instagram walczy z botami, rękawica została rzucona. A teraz największy żart IG - ten ich cały algorytm to nic innego jak... rodzaj bota - zautomatyzowany program wykonujący określone przez człowieka czynności - brzmi znajomo? :D

Pomyślcie tylko - Instagram ma ponad MILIARD UŻYTKOWNIKÓW. Przyjmując założenie, że co 1000 osoba publikuje codziennie (a myślę, że to mocno zaniżyłam) daje to nam milion nowych zdjęć  dziennie. Dziennie codziennie! Jakoś algorytm musi kategoryzować posty, na jakiejś zasadzie je nam pokazywać, bo wszystkich zwyczajnie nie da rady. Po to są hasztagi, pomagają, a jednocześnie ułatwiają nam poruszanie się "organicznie" po zasobach aplikacji, zamiast biernie czekać i marudzić, że znów IG pokazuje nieinteresujące nas głupoty.


*I na koniec taka smutna refleksja - algorytmy i działania IG/FB są ściśle tajne, nikt dokładnie nie wie jak to wszystko działa. Czy ważna jest godzina publikacji zdjęcia? Czy ważne jest, że zdjęcie zrobiono telefonem? Czy ilość użytych hasztagów ma znaczenie, a jeśli tak czy lepiej użyć mniej "dużych" czy 30 "małych"? Na te pytania nikt Wam nie odpowie - musicie sprawdzić sami. Przede wszystkim jednak IG to zabawa, rozrywka oraz miejsce niesamowitej, nieskończonej inspiracji - przynajmniej dla mnie. 

To co, widzimy się na Insta? Jakie doświadczenia z # i botami Wy macie?

Domowy płyn do płukania ust - sprawdzone przepisy DIY

Przeglądasz drogeryjne półki w poszukiwaniu produktów do higieny jamy ustnej i coś Ci nie odpowiada w składzie? Tu alkohol, tam konserwanty, dziwne barwniki albo fluor, którego unikasz? Znam to, dlatego zdarza mi się zrobić samej pastę do zębów lub płyn do płukania ust, choć kupuję także naturalne "gotowce" przy okazji większych zakupów w eko sklepikach internetowych. Kilka składników, których część na pewno masz w domu pomoże odświeżyć jamę ustną, usunąć bakterie i nieprzyjemny oddech. Zobacz jakie to łatwe! Aż cztery różne przepisy na płyn do płukania ust.



Przepis na mocny miętowy płyn do płukania jamy ustnej DIY

  • szklanka naparu z szałwii, czystka lub mięty (może być też mieszanka tych ziół, ważne aby napar nie był zbyt mocny i za ciemny)
  • 10-15 kropel olejku eterycznego z mięty
  • łyżka spirytusu

Wszystko dokładnie mieszamy, najlepiej od razu w docelowej butelce. Szałwia działa antyseptycznie i ściągająco, czystek pomaga usunąć kamień nazębny, mięta odświeża i działa antybakteryjnie. Olejek eteryczny miętowy wzmacnia działanie odświeżające oddech, daje uczucie chłodu, rześkości oraz działa antybakteryjnie i lekko konserwująco. Alkohol dodatkowo konserwuje i zabija bakterie, dzięki niemu płyn będzie dłużej świeży, nawet ponad miesiąc i nie musimy trzymać go w lodówce. Takiego płynu możemy używać 1-2 razy dziennie bez obaw.

Przepis na wybielający płyn do płukania ust DIY

  • szklanka przegotowanej lub destylowanej wody
  • 5 -10 kropel olejku eterycznego lawendowego (musicie sami wyczuć ile dla Was jest ok, ale 10 to max)
  • 5 łyżeczek wody utlenionej

Wszystko dokładnie mieszamy. Stosujemy max. raz dziennie po myciu zębów. Płynu możemy używać przez ok. 3-4 tygodnie i nie musimy trzymać go w lodówce (obserwujemy, czy nic w nim nie pływa, choć mi osobiście się to nie zdarzyło). Woda utleniona wybiela szkliwo, działa antybakteryjnie oraz wspomaga krwawiące dziąsła. Lawenda odświeża oddech, działa antyseptycznie.


Przepis na domowy odświeżający oddech płyn do płukania jamy ustnej 

  • szklanka wody przegotowanej lub destylowanej
  • łyżeczka soli lub sody oczyszczonej
  • 10 kropel olejku eterycznego goździkowego
  • 5 kropel olejku eterycznego eukaliptusowego, tymiankowego, z drzewka herbacianego (jeden do wyboru w zależności od preferencji)

Olejek goździkowy doskonale radzi sobie z nieprzyjemnym zapachem, a dodatkowo działa odkażająco i przeciwbólowo (ten płyn jest też dobry do przepłukania gardła w trakcie chorób lub bólu). Olejek z drzewka herbacianego pomocny jest przy stanach zapalnych np. dziąseł, ale jest bardzo mocny i nie wszystkim odpowiada jego zapach. Olejek eukaliptusowy odświeża, a nie podrażnia, ułatwia oddychanie. Olejek tymiankowy działa silnie antybakteryjnie i przeciwzapalnie. 

Przepis na przeciwpróchniczny naturalny płyn do płukania ust

  • szklanka wody przegotowanej lub destylowanej
  • laska cynamonu
  • kilka goździków lub olejek eteryczny goździkowy
  • 3/4 płaskiej łyżki ksylitolu lub kilka tabletek ksylitolowych (odświeżających oddech, takich z ksylitolu, oleju kokosowego i olejku miętowego, do kupienia w niektórych spożywczakach, najczęściej kupuję Ksylicuksy za 3 zł)

Wodę gotujemy z cynamonem i goździkami (jeśli ich używamy) przez 10 minut. Lekko studzimy, wsypujemy ksylitol lub tabletki z ksylitolem, dobrze rozpuszczamy mieszając, jeśli wcześniej nie dodaliśmy goździków to po wystudzeniu mieszanki dodajemy ok. 10 kropel olejku goździkowego.
Ksylitol działa przeciwpróchnicznie, wzmacnia szkliwo, pomaga utrzymać właściwe pH płynu i nadaje mu słodki posmak (podobnie jak w płynie Sylveco). Cynamon jest naturalnym konserwantem, a do tego działa silnie antybakteryjnie. 


Wszystkie te płyny kosztują dosłownie grosze, a ich zrobienie zajmuje chwilkę. Najlepiej robić sobie mniejsze porcje (szklanka jest dla mnie mniejszą porcją), a częściej, żeby zawsze mieć pod ręką świeży płyn.

Kto się skusi? Lubicie się bawić w proste przepisy i domowe kosmetyki czy jednak wolicie kupić i nie wnikać w skład?

Naturalne sposoby na ból gardła i przeziębienie - niektóre Cię zaskoczą!

Sezon grypowy w pełni. Codziennie spotykam co najmniej kilka kaszlących czy kichających osób, a sama też dopiero co wróciłam do pracy po grypie. I to pomimo dbania o różnorodną, pełną witamin dietę, a także pomimo suplementacji witaminy D3, która jest świetna na odporność! W przypadku chorób oczywiście najlepiej zacząć od wizyty u lekarza, ale czasem trudno się dostać lub nie możemy zrezygnować z pracy. Czasem też choroba złapie nagle i niespodziewanie powalając wysoką temperaturą, wtedy można działać w domu! Domowe sposoby stosowane są od dawna i bardzo często są skuteczne na wiele dolegliwości. Do najpopularniejszych należą: czosnek, cebula, imbir, kurkuma, cytryna, cynamon - to wszystko na wzmocnienie organizmu. No i kto nie znam sposobu babć czyli gorącego mleka z miodem i masłem, a w hardcorowej wersji również z czosnkiem? Istnieje jednak więcej sprawdzonych naturalnych sposobów na ból gardła, zatoki czy przeziębienie, a niektóre mogą Cię zaskoczyć swoją prostotą.



Żucie goździków na ból gardła 


Brzmi może dziwnie i wiele osób puka się w czoło, kiedy o tym mówię, ale... sprawdziłam na sobie i wielu swoich znajomych, że to działa! Najzwyklejsze goździki, które kupujemy w torebce za 2 zł. Żujemy 2-3 sztuki przez kilka, kilkanaście minut, po czym wypluwamy. Świetnie działają na ból gardła, uśmierzają podrażnienie, drapanie, a w niektórych przypadkach całkiem je niwelują na kilka godzin! Podczas żucia z goździków wydziela się olejek eteryczny, który działa antyseptycznie, przeciwbólowo i antybakteryjnie, a dodatkowo odświeża oddech. Jest to skuteczny, naturalny i bezpieczny sposób na ból gardła, więc warto spróbować.


Płukanka z sody i olejku miętowego na ból gardła


Najprostszy na świecie środek do płukania gardła, ale i bardzo skuteczny! Napełniamy szklankę do połowy przegotowaną lub destylowaną wodą, najlepiej w temperaturze pokojowej. Do tego dodajemy łyżkę sody oczyszczonej i kilka kropel eterycznego olejku miętowego. Soda działa antybakteryjnie i ściągająco, dzięki czemu odkaża gardło, a także pomaga pozbyć się zalegającej tam wydzieliny. Olejek miętowy z kolei nie tylko odświeża oddech, ale także działa dodatkowo antybakteryjnie i ułatwia oddychanie. Gardło płuczemy jak najdłużej i najdokładniej. UWAGA zamiast sody można użyć soli spożywczej, ale z doświadczenia wiem, że soda jest skuteczniejsza.

Płukanka ziołowa na drapiące gardło


Najlepsze zioła do płukania gardła to szałwia oraz rumianek, działające odkażająco i przeciwzapalnie. Możemy do nich dodać też miętę czy nagietek. Napar przygotowujemy zalewając 1,5-2 łyżeczki ziół szklanką wrzątku, parzymy co najmniej 20 minut. Gotowym naparem płuczemy gardło, najlepiej kilka razy dziennie. UWAGA napar powinien być ciepły, ale oczywiście nie gorący.


Cebulowy syrop na kaszel


Wiele osób ma opory przed syropem cebulowym, a potem mówią, że nie jest taki zły :D Sok z cebuli zawiera substancje bakteriobójcze, działające trochę jak antybiotyk. Dodatkowo pomaga oczyścić nos i zatoki oraz pozbyć się kaszlu. 1-3 cebule, w zależności od wielkości kroimy w kostkę, im drobniej tym lepiej, zasypujemy cukrem, dokładnie mieszamy i odstawiamy na ok. 1,5-2 godziny do puszczenia soku. Następnie możemy "podrasować" smak i właściwości syropu sokiem z cytryny i/lub miodem. Syrop pijemy wedle potrzeb, nawet 6 razy dziennie po łyżce. Syrop można przechowywać w lodówce przez kilka dni.


Gorąca kąpiel z olejkami eterycznymi


Uwielbiam pachnące kąpiele, ale na co dzień stawiam na szybki prysznic. W chorobie, kiedy już ustąpi temperatura, ale katar i kaszel niekoniecznie warto pokusić się o aromatyczne lenistwo. Do kąpieli koniecznie dodajemy kilka kropel olejku sosnowego, eukaliptusowego czy miętowego, które ułatwiają oddychanie, rozrzedzą zalegającą w drogach oddechowych wydzielinę i ułatwią odkrztuszanie. Temperatura wody nie może być jednak za wysoka, a i nie przesadzajmy z ilością olejków, aby nie "poparzyć" skóry.


Moczenie stóp w wodzie z solą


Kąpiel stóp to bardzo stary sposób, ale nie mniej skuteczny. Do miski z gorącą wodą (ale nie aż tak, by się poparzyć) dodajemy sól i moczymy stopy, następnie zakładamy grube skarpety i wskakujemy pod koc się wygrzać.


Ssanie oleju kokosowego na rozrzedzenie wydzieliny z zatok


Jakiś czas temu był to bardzo popularny sposób rzekomo na usuwanie toksyn z organizmu. Nie wiem czy pomaga usuwać toksyny, ale zdecydowanie pomaga pozbyć się gęstej, spływającej po gardle wydzieliny. Wystarczy pół łyżeczki oleju kokosowego ssać jak najdłużej, a po roztopieniu przepłukać olejem jamę ustną i wypluć. U mnie to naprawdę działa!


Nawilżanie powietrza


Często chorujemy zimą, gdy grzeją kaloryfery, a powietrze w pomieszczeniu jest suche i dodatkowo podrażnia nos. Warto nawilżać otoczenie choćby poprzez inhalację górnych dróg oddechowych wodą z solą lub przy pomocy nawilżacza powietrza z olejkami eterycznymi (koszt ok. 100 zł). Jeśli chcecie zainwestować więcej pieniędzy można kupić oczyszczacz powietrza, który pomoże pozbyć się między innymi alergenów, pyłków, bakterii, kurzu, sierści. Niektóre mają dodatkową funkcję nawilżacza i jonizatora.

Przeczytaj też:

Wszystkie powyższe sposoby stosuję osobiście, niektóre od wielu lat. Jakiś czas temu zapytałam też Was na Instagramie, jakie naturalne tricki stosujecie i wszystkie uważam za bardzo cenne wskazówki, więc dzielę się nimi dalej wraz z nazwą konta na IG (zapraszam do zaobserwowania):





A Wy znacie inne, może jeszcze bardziej zaskakujące sposoby na przeziębienie i ból gardła? Podzielcie się nimi w komentarzu :)
Moje zdjęcie
CosmetiCosmos
Witaj na CosmetiCosmos.pl! Mam na imię Aneta i od kilku lat interesuję się kosmetykami i ich składami, szczególnie naturalnymi. Szukam prawdziwych perełek, lubię polskie manufaktury, kręcę też własne kremy. Interesują mnie także eko środki czystości. Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś ciekawego dla siebie (polecam wyszukiwarkę). Kontakt ze mną: cosmeticosmos@gmail.com

Jestem tutaj